piątek, 25 kwietnia 2014

Shana cz. II

Nie jestem pewna czy komuś się spodoba, ale dodaje kolejną część i liczę na opinie i wszelkie uwagi :)

*****************************************************************************************************

-No to masz specyficzne poczucie humoru –Powiedział mój brat, wiem że Hana jest jego dziewczyną, ale mógłby w końcu wyluzować. W końcu kiedy on mi dogryzał to było ok, a kiedy ja tylko się odezwałam o nim lub tej jego ukochanej to zawsze nagle poważniał.
-Dobra nie ważne…-popatrzyłam na ich miny, ale w końcu ona była wspaniała i nawet w żarcie nie można było nic o niej powiedzieć- Idę do siebie- stwierdziłam od niechcenia i wzięłam Erykowi jedną grzankę z talerza i  zanim zdążył zareagować pobiegłam na strych do swojego pokoju.
Dokładniej był to pokój mój  i  tej wiedźmy wokół której wszystko musiało się kręcić.  Tak jakby moja ciotka nie mogła kazać zamieszkać jej gdzie indziej tylko pozwoliła akurat tu.

Pokój był w kolorze różu i na tapecie miał jeszcze błękitne kwiatki, miał szmaciane fioletowe zasłony w starych oknach. Dziwne wydawały mi się wzory na zasłonach, Hana ich podobno sama wyszywała i mówiła że mają odstraszać złe duchy. W pokoju były jeszcze dwa ciasne łóżka one były z czarnego drewna które zupełnie nie pasowało do reszty pokoju, ona mówiła że na czarnym drewnie sie lepiej śpi. W pokoju była tylko trzy lampa na środku sufitu z takim fikuśnym abażurem że ledwo przez niego przechodziło światło. Na stole było mnóstwo kadzidełek i jakaś gruba książka, swoją drogą, aż dziwne że nigdy do tej pory nie kusiło mnie by do niej zajrzeć.  Reszta pokoju wyglądała w miarę normalnie. Każdy kąt tego pokoju projektowała Hana,  ale ten pokój wyglądał  z innej epoki, zero wyczucia. W takim pokoju nie można za długo przesiadywać, ale chciałam pobyć sama, więc wzięłam książkę i zaczęłam czytać.

Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi i krótkie „Mogę?”
- Jak musisz, w końcu to też twój pokój- westchnęłam.  W końcu muszę to wytrzymać we wrześniu i tak wrócę do domu, a potem zacznę moje wymarzone studia i będę miała nareszcie święty spokój. Po chwili dziewczyna weszła do pokoju i usiadła obok.
-Caroline to tak jakby moja przyrodnia siostra-zawiesiła głos i popatrzyła na mnie,  no tego to się nie spodziewałam, ale byłam ciekawa ciągu dalszego historii - Moja matka i jej ojciec  wzięli ślub, miesiąc później mieli wypadek. Obydwoje zginęli na miejscu. Ja mieszkałam do niedawna z moim biologicznym ojcem, a Caroline trafiła do sierocińca, nie przepadałyśmy wtedy za sobą to fakt, ale mimo wszystko było mi jej trochę żal.   Odkąd nasi rodzice umarli nie mamy kontaktu-powiedziała po chwili, wyraźnie ze smutkiem w głosie.
 Ja tylko patrzyłam na nią, nie wiedziałam co mogłabym powiedzieć,  może za szybko ją oceniłam? Zaczęłam się zastanawiać, ale w końcu skąd mogłam o tym wiedzieć.
-Aha- tylko na tyle mogłam się zdobyć- Nie wiedziałam…- dodałam po chwili – Wyjaśnij mi jeszcze skąd tak w ogóle wiedziałaś o czym wcześniej pomyślałam? – uniosłam jedną brew do góry, wyczekując jej odpowiedzi, w końcu chciałam już mieć wszystko wyjaśnione
- Nie mogę na razie ci tego zdradzić, ale mogę powiedzieć, że jest to najzupełniej naturalne  i być może niedługo sama się o tym przekonasz-  Znów westchnęłam, jakby nie mogła powiedzieć od razu zamiast robić z tego wielką tajemnicę, ale nic nie mogłam na to poradzić.  Musiałam to sobie wszystko poukładać w głowie, w końcu do tej pory zawsze takie historie wydawały mi się, że istnieją głównie w filmach, albo już na pewno gdzieś daleko ode mnie.

Zabrałam moją książkę i postanowiłam pójść poczytać na taras. Jednak niezbyt mogłam się skupić na czytanych słowach.  Zwłaszcza, że z  tarasu widać cmentarz pod lasem. To miasto miało dziwnie mieniącą się aurę. Denerwowało mnie między innymi to, że do tej pory nie spotkałam się jeszcze z taką i trudno było mi rozgryźć czy to dobrze, czy źle. 
Zaczęłam aż zastanawiać się, czy widzenie aur rozmaitych rzeczy i ludzi jest czymś normalnym.  Gdy powiedziałam o tym kiedyś mojej dawnej przyjaciółce, strasznie się przestraszyła i stwierdziła, że albo jest to dar, niekoniecznie od Boga,  który posiada niewiele osób,  albo po prostu mam omamy i powinnam się wybrać do psychiatry.


Po dłuższej chwili po prostu i najzwyczajniej  usnęłam na tarasie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz